Miłosierdzie Boże.

Coś nie mogę się zebrać i skończyć wpisu... Tymczasem pisałam pracę na konkurs z religii i tak pomyślałam, że może warto byłoby się nią podzielić i skłoni kogoś do refleksji. :) 



" Błogosławieni miłosierni, Albowiem oni miłosierdzia dostąpią.
Błogosławieni miłosierni,
Albowiem oni miłosierdzia dostąpią."



Miłosierdzie Boże… Tyle o nim się słyszy - Czy to w szkole czy w Kościele. Ale czym jest tak naprawdę? Na czym polega? Być może zadajesz sobie takie pytania, widząc plakaty Światowych Dni Młodzieży, które w tym roku odbędą się w Krakowie. Być może po chwili zastanowienia nie znajdujesz na nie odpowiedzi… Zaczynasz zastanawiać się nad swoim życiem, postępowaniem – Co się stało z moją wiarą? Odkąd poszedłem do liceum, poznałem nowych ludzi, nowe towarzystwo, oddaliłem się bardzo od Boga. Dokąd teraz zmierzam? 


Z mojego punktu widzenia (osiemnastolatki) XXI wiek to czas pędu, gonitwy, chęci przypodobania się innym, pochłaniają nas media, w których jakże często są promowane pseudowartości, narzucane są ideały „piękna”.  
Ilu to młodych ludzi zatraca swoje własne „ja”? Nie ma poczucia własnej wartości? Nawet wstydzą się wypowiedzieć swoje własne imię i nazwisko… Dla ilu młodych ludzi autorytetem staje się osoba znana wyłącznie z internetu, telewizji? 
Niech zgadnę – Też chcesz być najlepszy, zauważony, popularny lubiany? Owszem, masz problemy jak każdy, ale uparcie twierdzisz, że sam sobie dasz świetnie z nimi radę. Uważasz, że nie potrzebujesz Boga, jak reszta twoich znajomych  bo On teraz nie jest na „topie”. Co prawda chodzisz niechętnie do Kościoła, ale to tylko taka „kurtyna” i rodzice każą… Mam rację?
Ile dałbyś za to, żeby przypodobać się społeczeństwu, nie „odstawać” od jakiś norm? Zacząłeś sięgać po używki – alkohol, papierosy, narkotyki. Myślisz sobie – Tak nareszcie jestem kimś! Mam przyjaciół! Tak, jestem szczęśliwy, zapomniałem o problemach a ostatnia impreza – Nawet nic nie pamiętam! Ale było super! Trzeźwiejesz – Momentalnie twoje poczucie wartości spada… Chcesz więcej, potrzebujesz kolejnej dawki. Co robisz? Leczysz się tym samym… 
Ale nadal czujesz, że brakuje ci miłości, potrzeby bycia kochanym, ważnym… Co robisz? Zaczynasz tracić szacunek do swojego ciała, odsłaniasz je, ubierasz się wyzywająco... Teraz czujesz, że jesteś naprawdę „kimś”! Czujesz wzrok, uwagę płci przeciwnej na sobie. Do tego dodajesz miliony zdjęć na różnych portalach społecznościowych - Z tego co teraz robisz, co masz, co kupiłeś, zaczyna się „walka” o lajki. – Niech inni mi zazdroszczą! Muszę się pochwalić jakie to mam świetne życie! Znajdujesz wreszcie dziewczynę, a ty zdobywasz chłopaka. Co z tego, że tylko związek opiera się na pożądaniu,  sprowadza się do bezwstydności, pójścia do łóżka z drugą „połówką” – Po co czekać do ślubu? Niby to niezgodne z wiarą, ale każdy to robi. - Nie będę gorszy! Czujesz się jeszcze gorzej, chcesz więcej… Zaczynacie traktować się przedmiotowo, stajesz się egoistą. Twoje poczucie własnej wartości po raz kolejny spada… W głębi serca nie podoba ci się takie życie, zaczynasz zazdrościć ludziom – Prawdziwych przyjaciół, z którymi mógłbyś szczerze porozmawiać, otworzyć się, nie musiałbyś grać udawać, brakuje ci ciepła rodzinnego, chciałbyś mieć, rozwijać swoje zainteresowania… Dochodzisz do wniosku, że nie jesteś do końca szczęśliwy. Pytasz siebie - Na czym polega prawdziwe szczęście? Co jest wartością? W końcu dziewczyna cię rzuca, zostawia cię chłopak. Znajomi odeszli po nieciekawych sytuacjach…Zostałeś sam. Zastanawiasz się nad tym wszystkim, co miało miejsce w ostatnim czasie. – Czego zabrakło w moim życiu?  Czujesz się fatalnie… W nocy płaczesz, jesteś bezsilny. Przychodzi ci na myśl – Bóg. Myślisz – Ostatnia moja nadzieja. Kiedyś tak bardzo w Niego wierzyłem. Mimo, że w domu nie zawsze było pod dostatkiem, nie było samochodu, miałem świetny kontakt z rodzicami, pamiętam te Msze Święte, czytanie w Kościele, wspólne obiady rodzinne, modlitwy, pomagaliśmy sobie, czułem się bezpieczny kochany…Byłem szczęśliwy. Ale odkąd się od Niego odsunąłem moje życie stało się koszmarem.. Zaczynają Ci lecieć łzy z oczu, modlisz się, właściwie „kłócisz się” z Nim, oskarżając Go o niepowodzenia, cierpienia – Boże dlaczego pozwoliłeś mi na to wszystko? Gdzie byłeś? Dlaczego ja? Tak źle się czuję! Czuję się „nikim”! Dlaczego nikt mnie nie rozumie? Nikt mnie nie kocha? Tak mi źle… Chciałbym, żeby ktoś się mną zainteresował! W tym momencie przychodzi ulga i spokój, jakby coś w tobie pękło... Jednak nie dostajesz prędko odpowiedzi od Boga. Kolejny dzień – Wstajesz w lekkim szoku przez to co się stało w nocy. Ogarniasz się, wykonujesz poranną toaletę. Idziesz do kuchni. Tam zastajesz mamę, która zmywa naczynia. Pyta się jak się czujesz, jednak nie udzielasz jej odpowiedzi. Przestaje sprzątać i ponawia swoje pytanie. – Co się dzieje? Widzę, że coś jest nie tak. Niechętnie, ale powoli otwierasz się przed mamą. Ta dostrzega co robiła źle, ty też zaczynasz zauważać swoje błędy… Czujesz, że pierwszy raz ktoś się tobą zainteresował, zrobiło ci się lepiej… Nadchodzi kolejna noc. Znów postanawiasz zwrócić się do Boga, jednak ci trudno cokolwiek powiedzieć – Płaczesz i czujesz czyjąś obecność, że nie jesteś sam. Po jakimś czasie zbierasz się i mówisz najprostsze - Dziękuję, Jezu ufam Tobie… Kolejne dni mijają, tydzień, półtora modlisz się w każdej wolnej chwili, słuchasz kazań w internecie, słuchasz muzyki chrześcijańskiej polskiego rapera – Bęsiu, który się nawrócił i daje świadectwo swojej wiary. Czujesz ciągłą potrzebę wchodzenia w głębszą relację z Panem. Widzisz, że zachodzą w tobie jakieś zmiany, twój kontakt z rodzicami się polepszył… W końcu postanawiasz skorzystać z Sakramentu Pokuty po uprzednim przygotowaniu i udajesz się do Kościoła. Jesteś cały roztrzęsiony, masz w sobie obawy, strach. Przecież od ponad roku nie byłeś u spowiedzi. Wchodzisz do Świątyni, serce bije ci coraz to mocniej z każdym krokiem. Masz wrażenie, że nie wiesz co tu robisz. Patrzysz znajomy ksiądz. Myślisz – A co jak źle o mnie pomyśli? Ale jednak nie odpuszczasz. Uświadamiasz sobie, że w konfesjonale jest Bóg, a on przecież - Nie pamięta złego, przebacza. I nie zostawi cię mimo wszystko. W końcu podchodzisz do „domu Ojca”. Jest ci bardzo trudno przyznać się do swoich błędów, wyznać swoje grzechy, ale jednak udaje ci się. Czujesz jak twoje serce zostaje „oczyszczone”, jesteś otoczony Jego opieką. Bóg cię nie potępia, odpuszcza winy, odchodzisz od konfesjonału. Postanawiasz zostać na Eucharystii i karmisz się ciałem Chrystusa. Wracasz do domu pełen uśmiechu, radości w sercu. Dawno nie czułeś się tak wspaniale… Mijają kolejne tygodnie. Twoje „życie nabiera nowego smaku”, nareszcie zaczynasz „żyć”, mówisz szczerze Bogu każdego dnia „Wierzę, Ufam Tobie, Jezu kocham Cię!” Na nowo poznajesz pojęcie – Modlitwy, Mszy Świętej, wiary, miłości…. I wiele, wiele innych. Zaczynasz też pomagać mamie, tacie, uśmiechasz się do ludzi na ulicy.  Czujesz, że masz tyle do zrobienia wspaniałych rzeczy na cześć Pana! Rozumiesz jak bardzo ważna jest wzajemna pomoc, troska, wysłuchanie czy chociażby rozmowa z drugim człowiekiem. Uświadamiasz sobie, że samemu się nie da rady, a bez Boga i szczerej wiary na pewno. Pędząc za pieniądzem, popularnością, chęcią przypodobania się innym ludziom nie zajdzie się za daleko a zaspokajanie się jest czymś okropnym, obrzydliwym i z czasem zacznie stawać się „potrzebą”. Jesteś wreszcie szczęśliwy! Zaczynasz doceniać dar jakim jest życie, wiesz kim jesteś, czujesz się potrzebny, kochany, dziękujesz Bogu za wszystko co masz – Wspaniałą rodzinę, zdrowie, przyjaciół. Dziękujesz Mu za to, że Cię nie opuścił – Szukał cię jak tą jedną zaginioną, zagubioną owcę. Wielbisz Go – tańcem, śpiewem, modlitwą.  Teraz już rozumiesz co kryje się pod pojęciem miłosierdzia. Jak to jest ogromny dar dany od Boga! I ma ogromną moc uzdrowienia!  Po wszystkich przejściach wiesz, że najpierw trzeba chcieć „podejść”, zwrócić się do Niego, powierzyć mu swoje wszystkie troski i kłopoty, nie poddawać się, nie odpuszczać i czekać na Jego odpowiedź. Po prostu powierz mu swoje życie a on będzie działał! Bóg chce, abyś mu dzisiaj drogi koleżanko, kolego zaufał! I też ciebie prosi, powierza ci bardzo ważną „misję”. Pragnie, abyś czynił uczynki miłosierdzia bliźnim na znak Jego wspaniałej miłości! Niezależnie od tego jak będą cię traktować, być może potępiać, źle zachowywać się w stosunku do ciebie – Miłuj ich zawsze i wszędzie! Czyń dobro, pomagaj, przebaczaj! Drugim takim sposobem na czynienie miłosierdzia bliźnim jest dobre słowo – Wspieranie, słuchanie drugiego człowieka. I jest jeszcze modlitwa. Najważniejsze, żeby była od serca. Nie były to słowa powiedziane „od tak sobie”. Nie udawaj, nie ukrywaj przed Bogiem niczego. Jak się czujesz – Taka będzie twoja modlitwa.  Tańcz, śpiewaj! Raduj się! Bóg oddał za Ciebie życie na krzyżu dla twojego zbawienia!
Ktoś może pomyśli niby nic – W końcu to takie proste gesty. Ale powiem Ci coś. Dla Boga mają one ogromne znaczenie! I uwierz mi. On kiedyś ci je wynagrodzi w Królestwie Niebieskim! Dla Chrystusa jest to najpiękniejszy dowód miłości! A raczej na pewno!







1.O Mądrości nieskończona, Kto ciebie raz pozna, ten nic innego pokochać nie może. Czuję, że nie ma ani jednej Kropli krwi we mnie, Która by nie płonęła Miłością ku Tobie. Ref.: Miłosierdzie Boże /x4 2. O piękności niestworzona, Kto Ciebie raz pozna, Ten nic innego pokochać nie może. Czuję, że tonę w nim Jako jedno ziarenko piasku W bezdennym oceanie. Ref.: Miłosierdzie Boże /x4

~Ola

Komentarze

Najpopularniejsze